niedziela, 18 listopada 2012

AWAY WENT THE CROCS, BUT NO. 3 IS AT THE DOOR!

Ściągnięcie posiłków z Ameryki Południowej okazało się na tyle skuteczne, że chłopcy po miesięcznym pobycie na dachu znowu mogli zająć się swoją 'domyślną' działalnością. Owszem, znalezienie 100 dziewic-sołtysów celem przebłagania Chupacabry zabrało kilka dobrych tygodni, ale w końcu sobie odeszła.
Aby zapewnić jak największy komfort pracy, Korzeń Miłości został znów wysłany na ziemie husyckie. Jakub Grass oddał się swoim jeszcze bardziej mrocznym niż zwykle słowiańskim gusłom. Tomala i Martin Luter Lokś zaczęli zaś knuć. Ich plany pokrzyżował nieco Fryderyk WejjFrau przenosząc swoją siedzibę do Kartoflenburga, choć nie tam byli wcześniej umówieni. Oto fragment listu jaki wystosowali do Władcy Metalowego Sygnetu:
"(...) Nie pitol więc, że będzie tak samo. Podsyłasz nam ryciny, na których jak byk stoi, że skumałeś się z jakimiś trupożercami, wiedźmofilami i innymi typami spod ciemnej jak dupa kreta gwiazdy. Pięknyś zamek postawił, owszem, tylko po kie licho znowuś zasilanie atmosferyczne zamontował? I znowu tydzień chlać będziesz nim perun w gromołap pizdnie co by maszynerię na dwie godziny zasilić? Jak mamy po próżnicy siedzieć, to wolimy u siebie i przy swoich trunkach i ze swoimi dziewkami, a nie w zadupiewiu tym przez gnomy i hemoroidy twoje własne zapomnianym (...)"
Zarówno z treści depeszy jak i samego jej zaistnienie można dość jednoznacznie wywnioskować, że Wohlau-Korps z pewnością... (cdn)

środa, 24 października 2012

The Saviour from the Amazon Jungle


Chupacabra !!
ella guardará los niños
Chupacabra !!
ella es grande
Chupacabra!!
que derrotará a los cocodrilos

No tengas miedo de los cocodrilos
Bajar!
El mundo es bello
Chupacabra te ama...












TŁUMACZENIE Z JĘZYKA HISZPAŃSKIEGO
Chupacabra !!
Chłopców obroni
Chupacabra!!
Jest potężna
Chupacabra!!
Pokona krokodyle

Nie bój się krokodyli
Zejdź!
Świat jest piękny!
Chupacabra cię kocha...

czwartek, 4 października 2012

DUNDEE UNITED VS MKP WOŁÓW 3:0


Do Polski ze znajomymi przyjechaliśmy po raz pierwszy i jesteśmy nieco zdziwieni przyjęciem jakie nam zgotowano. Nie spodziewaliśmy się może stołów uginających się od jadła i napitków. ale żeby od razu uciekać lub mdleć na nasz widok? Fakt, nie cieszymy się zbyt dobrą reputacją ze względu na solidne uzębienie, a raczej pożytek jaki z niego robimy kiedy ludzie wchodzą na nasze terytorium. Czy to jest jednak powód , żeby od razu brać nogi za pas albo nawet strzelać? Poza tym warto wiedzieć, że białe krokodyle, albino australoceratops, to istoty obdarzone zmysłem artystycznym a przede wszystkim szczególnie ceniące sobie podróże! Tak! Ale kogo to obchodzi... Przepraszam, jeśli w moim tonie wyczuć pewną nutę irytacji, ale czekamy już tydzień aż pewien polski zespół zagra nam choć jedną piosenkę, ale niestety nie trafiają do nich żadne argumenty. Przyznaję, owszem, nie potrafimy mówić, i z pewnością może to nieco komplikować komunikację pomiędzy nami. Co więcej, języka szczękowo-żuchwowego na tej szerokości nie używa raczej nikt. Nostra maxima culpa. Ale chyba można wywnioskować z kontekstu i całej tej nieszczęsnej sytuacji, że naprawdę nam zależy... Poczekamy jeszcze dzień.
Ps. A to taka mała fotka z naszego urlopu w Wołowie:) Chłopakom powoli puszczają chyba nerwy...

wtorek, 2 października 2012

Jurassic Farm


Dokładnie nie wiemy skąd się wzięły. Problem z krokodylami po raz pierwszy pojawił się jeszcze wiosną. Poprzegryzane pałki, dziwne ślady na blachach i charakterystyczny gadzi swąd w kanciapie początkowo przez członków zespołu były raczej ignorowane. Jednak po jakimś czasie sprawę zaczęto traktować śmiertelnie poważne. Zaczęło się od przerwanej próby, pewnego czwartkowego wieczoru. Przez zmiażdżone, najprawdopodobniej ogonem, do salki wpełzł biały, czterometrowy krokodyl. Wygodnie rozłożył się na kanapie i.. zasnął. Oczywiście ciężko się gra w obecności naturalnej maszyny do zabijania. Po awaryjnym wydostaniu się z kanciapy przez ścianę i szyby wentylacyjne, chłopcy musieli jednak wrócić, aby chociaż lokal zamknąć, o wypłoszeniu predatora nie pomyślał nawet słynący z głupich pomysłów Tomala.
Kiedy jakimś cudem zdobyli się na ponowne zejście do piwnicy przypomnieli sobie, że przecież drzwi zostały zmiażdżone przez Pana Krokodyla i nijak da się je zamknąć. W mgnieniu oka wrócili więc na uprzedni zajęte pozycje (dach sąsiedniego domu) i rozpoczęli naradę. Początkowo brano pod uwagę zamurowanie gada. To jednak wiązałoby się z ponownym zejściem na dół. Opcja została automatycznie anulowana. Potem pojawił się fatalny pomysł wywołania gada przy pomocy dźwięków. O ile powszechnie wiadomo, że psa wołamy gwizdaniem, kota poprzez tzw. 'kici-kici' a kury przez 'cip-cip-cip', o tyle nikt nie miał zielonego pojęcia, jaki dźwięk przywołuje krokodyle. 'Klap-klap-klap' nie zadziałało. Na 'chrup-chrup-chrup' biały dziwoląg również nie zareagował. Wtedy Brzezi donośnym głosem zawołał 'Kro-kro-kro!Kro-kro-kro!!'. I zaczęło się. Początkowo cała okolica zamarła. Ustał śpiew ptaków. Zamilkło szczekanie okolicznych psów. Grobowa cisza żywcem przeniesiona z pobliskiego cmentarza i dwóch znajdujących się w okolicy kostnic. Po kilku minutach dźwiękowej próżni pojawiły się. Jeden wysunął się ze studzienki kanalizacyjnej. Drugi, ku śmiertelnemu przerażeniu kwartetu, wyszedł z komina znajdującego się tuż za nimi i dołączył do bywalca wołowskiego systemu ściekowego. Kolejne trzy przytuptały ze złowieszczym uśmiechem na swoich post-jurajskich mordach z pobliskiego parku. Po kilku chwilach cała ulica usłana była cielskami prawie śnieżnobiałych krokodyli. Kuba milczał. Delikatnie tylko głaskał się po brodzie, co znamionowało niezwykle intensywny proces myślenia. Lokis próbował go naśladować, ale miał krótszą brodę. Brzezi miał najdłuższą brodę, ale nie sięgał do niej dłońmi. Tomala dwa dni wcześniej zgolił brodę. Wszystko wskazywało na to, że znów będzie niezwykle ciężko ruszyć z koncertami. Czy krokodyle odchodzą na zimę do ciepłych krajów? - nieśmiało zapytał Brzezi. Tak, ale w tym roku ma być ciepła zima. Mogą zostać... zawyrokował Kuba. Jego broda została już całkowicie ugłaskana. A gady jak stały, tak stały. Tylko od czasu do czasu klapnęły szczęką. Bezduszne ślipia wlepione były w cztery ludzkie istotki kurczowo trzymające się anteny satelitarnej, komina i rynny. Zespół trwał, ale jego morale spadało niczym meteoryt tunguski... (cdn)

czwartek, 6 września 2012

jest tekst singla!


Wychodząc na przeciw licznym prośbom fanów o tekst i tłumaczenie tekstu pierwszego singla odpowiadamy z całą stanowczością!

DZIARSKO BIEŻY NASZA DYWIZJA
W DESZCZU I SŁOCIE
W PIACHU I BŁOCIE

(REFREN)
WIELKA DYWIZJA
WIELKA DYWIZJA

NUDNE NAM TRUMNY
NUDNE NAM GROBY
ORSZAK NASZ DUMNY
ZGNIŁE ZAJOBY!

(REFREN)
NIE DLA NAS RADIO I TELEWIZJA
WIELKA DYWIZJA WIELKA DYWIZJA!

KOŚCI KLEKOCĄ
GNATY ŁOMOCĄ
SZPIKU JUŻ NIE MA
CMENTARNA ŚCIEMA

SZEREGÓW KROCIE
RZĘDÓW TYSIĄCE
TAPLAJĄ W BŁOCIE
TRUPY CUCHNĄCE

(REFREN)
Z ZAPACHEM SMRODU STRASZNA KOLIZJA
WIELKA DYWIZJA WIELKA DYWIZJA!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

SPEEDWAYOWE KORZENIE ZESPOŁU (PART 2 - PETER J. BIRCH VS MICKEY MOUSE)


Mniej więcej 10-12 lat po tym, jak na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu królowali Lokis i Sztrex, w Zielonej Górze na treningu młodzików pojawił się nie kto inny jak Piotruś B! Już na początku przykuł uwagę trenerów skórą w charakterystyczny sposób upiętą tam, gdzie rozporek spotyka się z nogawkami, dodatkowo niezwykle bujną jak na 9-latka grzywą i jeszcze bardziej niezwykłym zarostem... Peter spędził w Zielonej Górze trzy sezony. Napisał dwa tomiki wierszy (szczegóły wkrótce), zjadł wiadro kasztanów jadalnych (rosnących dookoła zielonogórskiego obiektu) i dwa wiadra niejadalnych (zbierał z pociągu). Zapisał się również złotymi zgłoskami w historii Zgrzeblarek Zielona Góra jako pierwszy (i ostatni ciągle) żużlowiec nie używający w trakcie wyścigów motocykla. Oto garść statystyk: 1) Liczba wyścigów: 27 2) Liczba wygranych wyścigów: 0 3) Miejsca 2 i 3: o 4) Miejsca 4: 3 5) Wykluczenia: 3 6) Taśmy: 12 7) Upadki: 4 8) Wzloty: 1 9) Momenty rokujące nadzieję: 1 10) Defekty motocykla: 0 (częściowo spowodowane to było brakiem motocykla jako takiego)

niedziela, 5 sierpnia 2012

W lochach Tomalowego Zamczyska


Martin długo namawiał. Pomimo lipcowego i sierpniowego żaru, dniem i nocą słał gońców. Nie wracali. Wysyłał następnych. Na próżno. A przecież chodziło jeno o głupie literówki. Fakt, czasem jedna litera może z zaklęcia oczyszczającego wodę zrobić klątwę rażącą trzy kolejne pokolenia padaczką, platfusem i pomrocznością brunatną. Ale Tomala nie wdawał się w szczegóły. Michele de Kupiccio nie wnikał. Skoro Martin nie pisał, to znaczyło, że wszystko dobrze było.A on biedaczysko nie dostawał od nikogo odezwu. Jakub zaszył się w Borach Starorzecznych i odprawiał tam gusła. Jak to zwykle latem. Korzeń Miłości pobierał letnie lekcje wszystkiego co się dało. I tak mijały kolejne posępne dni, wieczory, noce i poranki. Nuda agonii. Agonia nudy...
Aż nadeszła pierwsza niedziela sierpnia. Pomimo wieczorowej pory powietrze zdało się wypalać wszystkich i wszystko dookoła. Gotując szpik w kościach i ścinając białko w najcieńszym włókienku mięśni... Stada komarów wypijały resztki krwi z tych, którzy jakimś cudem oparli się tej termicznej apokalipsie. Martin popijając resztki Wohlauera Pilsa siedział w swojej baszcie wypatrując choćby jednego zwrotnego gońca. I dopatrzył się... Około północy, na szkielecie konia do jego bram dosnuło się miotane konwulsjami ścierwo jego ostatniego posłańca. W prawej dłoni, zaciśniętej w przedśmiertnych spazmach kurczowo trzymał zakrwawiony świstek pergaminu... Marten wydłubał to spomiędzy cuchnących już pierwszymi oznakami rozkładu paluchów nieboraka... "PRZYŚLIJ MI TU WIĘCEJ TYCH UPIERDLIWYCH ARCHETYPICZNYCH LISTONOSZY, A NIEDŁUGO W ICH ZAROPIAŁYCH CZEREPACH BĘDĘ SOBIE FIKUSY SADZIĆ. KSIĘGA SKOŃCZONA. NIE MA SIĘ CO FINDRYGALIĆ W TAŃCU ZA PRZEPROSZENIEM. NO I DZIĘKUJĘ ZA KAFLE DO PIWNICY. WILGOCI JUŻ NIE MA" Marten spokojnie założył szlafmycę i udał się do kancelarii. Nadszedł już czas...