poniedziałek, 28 maja 2012

PIĄTA KOLUMNA. ŻEŃSKA ZNOWU KUTWA...


BABY TRZA. OKRASI WSZYTKO... A jak się nie uda? A jak spitoli wszytko dokumentnie?? TOĆ TO JEDNO ZAKLĘCIE INO. NAWET JAK JEDNO NIE PÓJDZIE, TO RESZTA I TAK ZADZIAŁA. A jak pedzą nam że pierdzimy słodko i że pitu pitu i babami sobie kolorów podkapcanych dodawamy? KIJ IM W OKO I PRZENIE ŁAPY. MAGIA TO MAGIA, SRANIA PO KRZAKACH Z DEFINICYJI NIE UZNAJE. No tak, ale z Korzeniem spowinowacona, kumoterstwem nas obsrajom gębami swemy niewyparzonemi... A WEŹ TO PITOL DURNIU SKOŃCZENY, NA KLATĘ TO BIER, PRZECA NIE DLA POKLASKU TO ROBISZ... Poklask poklaskiem, a mamonę trza kręcić, chleba na styk mamy, ledwo na papier starczyło, nie opłacon nawet, a druk gdzie, a na świńską skórą na grzbiet mamony nawet nie ma, że o koncepcie nie wspomnę... JAK TY MNIE DRAŻNISZ BELFRZE POKĄTNY, JAK TY MI SUCHOTĘ WZMAGASZ PIERDOŁAMI TEMI TO INO W GRZBIET CHALABAŹNĄĆ I W DUPSKO SUCHE BUTEM PIERDYKNĄĆ... no dobrze już, dorze, niech zawyje wszetecznica. niech poryczy sobie i pozawodzi. Lipiec blisko, i Kupały Noc jeszcze bliżej... Swarożyc osądzi...

piątek, 18 maja 2012


Nie dane mi mojego imienia ujawniać. I nie moja rola w całym tym przedsięwzięciu. Niech chwała cała spadnie na czwórkę, niech im zaszczyty i honory przypadną. Martin co w ruch wprawia całą machineryję... Jakub, co zaklina i wymawia zaklęcia co gorsza, Korzeń, co pije i śpiewa w karczmach przydrożnych po kraju całym... I Tomala... Wszyscy wiedzą co on robi najlepiej...
Jam w celi swojej. Pająki naścienne kompanami moimi, szczury i myszy stopy me bose łechcą niemożebnie, wilgoć reumatyzmy i podagry wzmaga, a wiatr w kratach okiennych wyje jak płaczka pogrzebowa przedwcześnie na stypę wproszona... Wiedzcie wszem i wobec, że czwórka uśpiona ledwie, wiedzcie malutcy i panowie, że lada dzień powrócą na kurwie przeogromnej i z księgą tłustą...Biada wam nikczemnicy i przydupasy w poprzek chędożone coście krzyżyk na nich w naprędce sklecony richtig postawili. Wersety szatańskie spadną na was, spadną jak plagi egipskie i muł bagienny... Zaiste wielki dzień nadchodzi.. Resztkami inkaustu gonię, krwi trza utoczyć będzie coby wszytkie persony i czyny upamiętnić. Bój stoczyli chwalebny, sromoty porażki nie zaznali i tylko czekać łomotu do drzwi waszych... I Rzepa wielka jak stąd tamtędy i z powrotem ukaże się oczom waszym. I padniecie na pokręcone wścieklizną kolana wasze przed potęgą zaklęć i czarów czwórki tejże. A mi w tej celi chwała orędownika i proroka rezurekcyji ich dozgonnie przypadnie. Padam na ryj swój Breslauskim browarem szczynami żenionym. Kij wyszynkowi temu co mnie tym uraczył w plecy i odbytnicę na przemian. Jam obowiązek swój wypełnił. Choć na grobowym kamieniu imienia mojego choćby ze szkłem magnifikującym nie uświadczysz...

środa, 2 maja 2012

TRIADONARADA


Zebrali się jak zwykle. Niemal jak zwykle. W trójkę. 'Nie zdążymy' – rozpoczął w charakterystyczny dla siebie, pełen wrodzonego entuzjazmu, sposób, Martin Young. 'Spokojnie, zdążymy' – pośpieszył z odpowiedzią pełną optymizmu,ale totalnie pozbawioną racjonalnego uzasadnienia Tomala.'Halla Madrid' – dodał ni w pi ni w oko Root of Love. 'Księga zaklęć i przekleństw jest gotowa, ale brakuje nam ostatnich inkantacji krzyżackich, skóry ludzkiej na obwolutę i złotych zębów na okucia i klamrę.' - wypuścił sforę wściekłych argumentów specjalista od spraw defetyzmu i depresji. 'To kwestia tygodnia. Von Grass wróci z wyprawy krzyżowej lada dzień, skóry ludzkiej ostatnio wszędzie pod dostatkiem, a jak nie będzie złotych zębów to się okucia od biedy z miedzi zrobi. Byle pergamin od Michała Anioła dotarł zanim księżyc znów pełny ryj swój pokaże. Do nocy świętojańskiej zdążymy. Moja w tym głowa' – zaoponował mistrz kombinacji i manipulacji konwersacyjnej. Korzeń pił sfermentowany i destylowany sok ze szkockiego zboża. Czy czegoś tam innego. Na pewno był sfermentowany bo po kilku kwadransach przyjął pozycję bardziej horyzontalną niż wertykalną. 'Jak nie zdążymy przed nocą świętojańska nici z całego planu. Do jesieni czar uleci i równie dobrze będziemy mogli oczarować wszystkich swoim wdziękiem i powabem, co skończy się tak jak zwykle.' - nie ustawał w swoich wysiłkach nieugięty w apatii Martin. 'Niechybnie trzeba nam posłać dwie pary koni na północ. Ściągnąć od von Grassa ostatnie runy i całość do spisania w końcu wysłać.' - nieśmiało zaproponował Tomala,choć swoje zdanie zaczął od wyrazu 'niechybnie'. 'Jedno wiem na pewno, tylko patrzeć jak Bart Cowberry ustawi nam pierwszy pojedynek. I jak mu wtedy w twarz spojrzymy?' - dopiekł kolejnym odweselającym pytaniem Martin. 'Najwyżej się odwoła'- nie zaskakując nikogo odpowiedział Tomala. Czas ich gonił. A oni nawet nie myśleli o ucieczce. Bo niby dokąd? Na szczęście los, ślepy krawiec naszych kolei, miał już coś w zanadrzu...

piątek, 20 kwietnia 2012

AND THAT'S WHAT THEY SAY!


A long long time ago, yeah, there was a forest. And in the middle of the forest lived some trousers. These were good goddamn trousers. There ain't no trousers like that no more. Man would just put them on and keep on rolling. And that's what Tomala did. He put on his trousers and went on rolling. On and on, on and on... And nobody's seen poor old chap ever since. And nobody's seen his trousers, either. Only the oldest guys here, when the story-time comes, start their weird tales of a shadow popping in and out the town at night,as long as the moon don't shine. Hey, hey, that's what they say.... And they don't say no more about that. Hold on, there's the old Rick, you must remember the sheriff's brother, that's him, that's right... Ask Rick, he knows it ain't no bullshit fairytale for toddlers. He saw Tomala the other day strolling down the Oak Lane, just before dusk. Just him and nobody else. -'Swear I had just a little glass of Jimmy before that. Swear to Holy God. I didn't dare to wave, I didn't dare to say bloody 'Hi'. Was that a ghost, was it the real thing, I don't know. I felt I had better go. Though I wish I'd stayed. Wish I'd bloody said something. Shitting my pants was all I did' – that's what Rick says. Anytime you ask him. It's all the same. And it's always been the same. Since Tomala put on his trousers and went on rolling... If you happen to see him, don't shit your pants. Just say 'hello'. God knows what's gonna happen next...

niedziela, 15 kwietnia 2012

MARTIN LOOTER KING BRUCE LEE YOUNG


Rzecz będzie tym razem o Człowieku-Filarze. Choleryczno-charyzmatyczny wodzirej wśród niebieskoksiężników Wohlaustadt i okolic. Zbyt dobry na czary rodem z piekła, zbyt sadystyczny na anielskie błogosławieństwa. Lat 360. Miałby cztery razy więcej, ale urodzony 29 lutego urodziny chcąc nie chcąc obchodzi co 4 lata. Na jego osiemnastce nie pojawiła się połowa jego klasy ze szkoły elementarnej z tej prostej przyczyny, że najnormalniej w świecie jej nie dożyli.
Postać nietuzinkowa, otoczona aurą tajemniczości i zapachem mielonej kawy. Samozwańczy cesarz
wśród magów niezależnych. Obdarzony cechami typowymi dla przywódcy – szaloną ambicją i posłuchem nawet wśród niesłyszących. Dodatkowo furiat i schizofrenik. Martin Young. Mistrz liry i zaklęć destrukcyjnych. Arcymistrz w zaklinaniu zwierzyny.
W wolnych chwilach przesiaduje w swojej wyposadzkowanej po sam sufit świątyni dumania,gdzie medytując na tronie z kości słoniowej wprawia się w trans przy użyciu liry bądź cytry, po czym lewitując przenosi się do swojej letniej rezydencji, tzw. Altany z Brico.
Postać to w tym eposie bez wątpienia kluczowa. Jedyny poskromiciel Tomali z Wilna,jego przybocznego miksturzysty. O tym ostatnim parę słów więcej przy następnej okazji. O ile Tomala nie zmieni się w słup pieprzu i nie ulotni się jak to ostatnio miewa w zwyczaju...

wtorek, 10 kwietnia 2012

CHWILA KRYPTO-AUTO-REKLAMY (AUTO-KRYPTO-PREZENTACJI)


Otrzymawszy dwie taczki listów od czytelników czuję się zobowiązany do zwięzłej chociażby prezentacji poszczególnych bohaterów. Najwięcej niejasności wiąże się z osobą Jakuba Grassa (vel Ojca Jakuba/ Brata na Gryfie). Pozwolę więc sobie spisać garść słów odnośnie tej jakże kluczowej dla niniejszej opowieści postaci.
Jakub Grass urodził się w Gollobstadt w 123 r. p.n.e. Po raz pierwszy zmarł dwieście lat później, ale zdawszy sobie sprawę z bycia twórcą w gruncie rzeczy nieśmiertelnym, powrócił do świata żywych ponownie. Potem, na wskutek przede wszystkim roztargnienia i rozkojarzenia, przydarzyło mu się jeszcze kilka razy umrzeć, ale zawsze stawał (a raczej zwartwychwstawał) na posterunku i dalej przysparzał mnóstwo radości miłośnikom jego twórczości magicznej.
Can Pot Street, John Rokita Shout to magiczne hasła, słowa-klucze, które wymówione w odpowiedni sposób przywoływały sympatycznego brodacza-czarodzieja.
Pierwsza wzmianka o pobycie Grassa na Dolnym Śląsku datowana jest na 2000 rok (choć malowidła jaskiniowe z okolic Moczydlnicy Klasztornej pokazujące brodatego żużlowca witanego owacyjne przez tłum datowane są na I poł. XIII).
Postać Grassa pojawia się w krótkim wierszu napisanym najprawdopodobniej przez anonimowego twórcę - nie znamy jego imienia i nazwiska więc jego anonimowość jest wielce prawdopodobna. Ta króciutka impresja mówi:WEŹ DAĆB PRZYBYŁ KU UCIESZE K'NASZEJ CIEMNEJ MASIE, TOĆ MYM KONTENT TWYM LICEM BRODYM JAKOBINIE GRASSIE. Szybko zdobył względy lokalnych adeptów magii wszelakiej i już niedługo spisali pierwszą księgę, zawierającą kolekcję zaklęć matrymonialnych zatytułowanych "DZIEWKI POGMATWANE WSZYTKIE" Zaklęcia okazały się niezwykle przydatne i już wkrótce Jakub Grass udał się z powrotem do Gollobstadt celem sporządzania premikstur do następnej części.
Grass uwielbia hibernację. Staje się wtedy niedostępny dla nikogo i nie sposób nawiązać z nim jakiegokolwiek kontaktu.A rozzłoszczony agresją na swoją prywatność bywa niebezpieczny. Wysyłane gołębie pocztowe powracają w formie rosołu lub jako same znaczki pocztowe.
Tak i ostatnio zaginął. A może stoi za tym Fryderyk WejjFrau? CO obudzi Jakuba Grassa?
Już wkrótce garść informacji o nie byle kim, bo samym Martinie Youngu.

niedziela, 8 kwietnia 2012

BORDOWA KOMNATA - THE TRUE STORY



Taśma ocalała cudem. Kilka chwil po ostatnim ujęciu Martin otworzył tajemnicze pudełko a Jakub padł rażonym trzema piorunami jednocześnie. Ocaliła go jego azbestowa broda, która zamortyzowały cały impet elektrycznego uderzenia. Korzeń nie przewodzi prądu tylko wodę, więc nic mu się nie stało. Operator też cały i zdrów. Przepraszamy za jakość. Impuls elektromagnetyczny zniszczył co trzecią klatkę. Monologi wewnętrzne i dialogi telepatyczne zostały zrekonstruowane pismem sznurowym i konwertowane w to coś. Odwagi, wszystko ciągle przed nami!