wtorek, 29 maja 2012

PIEŚŃ O ZAGINIONYM JAKUBIE


Gdzieżeś był polazł łachudro skończona

gdzieżeś o gdzieżes ty jest

robota twa była nieomal skończona

a cię chyba sam porwał był bies



dupsko wziął w troki, osiodłał rumaka

stajennym nie mówiąc chu chu

i smród niepewności zostawił kompanom

jako dżem kasztanowy lub herbatę z mchu



dajem ci tydzień, czyli raptem dni siedem

żebyś zurick zawitał tu znów

beczka piwa cię czeka jako luba zachęta

krowi udziec, słój smalcu i pięć stów



a jeśliś jest porwan albo nieżyw istotnie

jako głaz albo zmurszały pień

o północy daj znaka jako mara piekielna

pokaż się choć jako swój cień



kij nam z cienia wszelakoż, kij nam z widma bladego

ciężko z takim magiczny pokaz dać

tedy wracaj Jakubie coby bawić się stadnie

nim Lokita pójdzie też w piczku mać






















poniedziałek, 28 maja 2012

PIĄTA KOLUMNA. ŻEŃSKA ZNOWU KUTWA...


BABY TRZA. OKRASI WSZYTKO... A jak się nie uda? A jak spitoli wszytko dokumentnie?? TOĆ TO JEDNO ZAKLĘCIE INO. NAWET JAK JEDNO NIE PÓJDZIE, TO RESZTA I TAK ZADZIAŁA. A jak pedzą nam że pierdzimy słodko i że pitu pitu i babami sobie kolorów podkapcanych dodawamy? KIJ IM W OKO I PRZENIE ŁAPY. MAGIA TO MAGIA, SRANIA PO KRZAKACH Z DEFINICYJI NIE UZNAJE. No tak, ale z Korzeniem spowinowacona, kumoterstwem nas obsrajom gębami swemy niewyparzonemi... A WEŹ TO PITOL DURNIU SKOŃCZENY, NA KLATĘ TO BIER, PRZECA NIE DLA POKLASKU TO ROBISZ... Poklask poklaskiem, a mamonę trza kręcić, chleba na styk mamy, ledwo na papier starczyło, nie opłacon nawet, a druk gdzie, a na świńską skórą na grzbiet mamony nawet nie ma, że o koncepcie nie wspomnę... JAK TY MNIE DRAŻNISZ BELFRZE POKĄTNY, JAK TY MI SUCHOTĘ WZMAGASZ PIERDOŁAMI TEMI TO INO W GRZBIET CHALABAŹNĄĆ I W DUPSKO SUCHE BUTEM PIERDYKNĄĆ... no dobrze już, dorze, niech zawyje wszetecznica. niech poryczy sobie i pozawodzi. Lipiec blisko, i Kupały Noc jeszcze bliżej... Swarożyc osądzi...

piątek, 18 maja 2012


Nie dane mi mojego imienia ujawniać. I nie moja rola w całym tym przedsięwzięciu. Niech chwała cała spadnie na czwórkę, niech im zaszczyty i honory przypadną. Martin co w ruch wprawia całą machineryję... Jakub, co zaklina i wymawia zaklęcia co gorsza, Korzeń, co pije i śpiewa w karczmach przydrożnych po kraju całym... I Tomala... Wszyscy wiedzą co on robi najlepiej...
Jam w celi swojej. Pająki naścienne kompanami moimi, szczury i myszy stopy me bose łechcą niemożebnie, wilgoć reumatyzmy i podagry wzmaga, a wiatr w kratach okiennych wyje jak płaczka pogrzebowa przedwcześnie na stypę wproszona... Wiedzcie wszem i wobec, że czwórka uśpiona ledwie, wiedzcie malutcy i panowie, że lada dzień powrócą na kurwie przeogromnej i z księgą tłustą...Biada wam nikczemnicy i przydupasy w poprzek chędożone coście krzyżyk na nich w naprędce sklecony richtig postawili. Wersety szatańskie spadną na was, spadną jak plagi egipskie i muł bagienny... Zaiste wielki dzień nadchodzi.. Resztkami inkaustu gonię, krwi trza utoczyć będzie coby wszytkie persony i czyny upamiętnić. Bój stoczyli chwalebny, sromoty porażki nie zaznali i tylko czekać łomotu do drzwi waszych... I Rzepa wielka jak stąd tamtędy i z powrotem ukaże się oczom waszym. I padniecie na pokręcone wścieklizną kolana wasze przed potęgą zaklęć i czarów czwórki tejże. A mi w tej celi chwała orędownika i proroka rezurekcyji ich dozgonnie przypadnie. Padam na ryj swój Breslauskim browarem szczynami żenionym. Kij wyszynkowi temu co mnie tym uraczył w plecy i odbytnicę na przemian. Jam obowiązek swój wypełnił. Choć na grobowym kamieniu imienia mojego choćby ze szkłem magnifikującym nie uświadczysz...

środa, 2 maja 2012

TRIADONARADA


Zebrali się jak zwykle. Niemal jak zwykle. W trójkę. 'Nie zdążymy' – rozpoczął w charakterystyczny dla siebie, pełen wrodzonego entuzjazmu, sposób, Martin Young. 'Spokojnie, zdążymy' – pośpieszył z odpowiedzią pełną optymizmu,ale totalnie pozbawioną racjonalnego uzasadnienia Tomala.'Halla Madrid' – dodał ni w pi ni w oko Root of Love. 'Księga zaklęć i przekleństw jest gotowa, ale brakuje nam ostatnich inkantacji krzyżackich, skóry ludzkiej na obwolutę i złotych zębów na okucia i klamrę.' - wypuścił sforę wściekłych argumentów specjalista od spraw defetyzmu i depresji. 'To kwestia tygodnia. Von Grass wróci z wyprawy krzyżowej lada dzień, skóry ludzkiej ostatnio wszędzie pod dostatkiem, a jak nie będzie złotych zębów to się okucia od biedy z miedzi zrobi. Byle pergamin od Michała Anioła dotarł zanim księżyc znów pełny ryj swój pokaże. Do nocy świętojańskiej zdążymy. Moja w tym głowa' – zaoponował mistrz kombinacji i manipulacji konwersacyjnej. Korzeń pił sfermentowany i destylowany sok ze szkockiego zboża. Czy czegoś tam innego. Na pewno był sfermentowany bo po kilku kwadransach przyjął pozycję bardziej horyzontalną niż wertykalną. 'Jak nie zdążymy przed nocą świętojańska nici z całego planu. Do jesieni czar uleci i równie dobrze będziemy mogli oczarować wszystkich swoim wdziękiem i powabem, co skończy się tak jak zwykle.' - nie ustawał w swoich wysiłkach nieugięty w apatii Martin. 'Niechybnie trzeba nam posłać dwie pary koni na północ. Ściągnąć od von Grassa ostatnie runy i całość do spisania w końcu wysłać.' - nieśmiało zaproponował Tomala,choć swoje zdanie zaczął od wyrazu 'niechybnie'. 'Jedno wiem na pewno, tylko patrzeć jak Bart Cowberry ustawi nam pierwszy pojedynek. I jak mu wtedy w twarz spojrzymy?' - dopiekł kolejnym odweselającym pytaniem Martin. 'Najwyżej się odwoła'- nie zaskakując nikogo odpowiedział Tomala. Czas ich gonił. A oni nawet nie myśleli o ucieczce. Bo niby dokąd? Na szczęście los, ślepy krawiec naszych kolei, miał już coś w zanadrzu...