poniedziałek, 6 sierpnia 2012

SPEEDWAYOWE KORZENIE ZESPOŁU (PART 2 - PETER J. BIRCH VS MICKEY MOUSE)


Mniej więcej 10-12 lat po tym, jak na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu królowali Lokis i Sztrex, w Zielonej Górze na treningu młodzików pojawił się nie kto inny jak Piotruś B! Już na początku przykuł uwagę trenerów skórą w charakterystyczny sposób upiętą tam, gdzie rozporek spotyka się z nogawkami, dodatkowo niezwykle bujną jak na 9-latka grzywą i jeszcze bardziej niezwykłym zarostem... Peter spędził w Zielonej Górze trzy sezony. Napisał dwa tomiki wierszy (szczegóły wkrótce), zjadł wiadro kasztanów jadalnych (rosnących dookoła zielonogórskiego obiektu) i dwa wiadra niejadalnych (zbierał z pociągu). Zapisał się również złotymi zgłoskami w historii Zgrzeblarek Zielona Góra jako pierwszy (i ostatni ciągle) żużlowiec nie używający w trakcie wyścigów motocykla. Oto garść statystyk: 1) Liczba wyścigów: 27 2) Liczba wygranych wyścigów: 0 3) Miejsca 2 i 3: o 4) Miejsca 4: 3 5) Wykluczenia: 3 6) Taśmy: 12 7) Upadki: 4 8) Wzloty: 1 9) Momenty rokujące nadzieję: 1 10) Defekty motocykla: 0 (częściowo spowodowane to było brakiem motocykla jako takiego)

niedziela, 5 sierpnia 2012

W lochach Tomalowego Zamczyska


Martin długo namawiał. Pomimo lipcowego i sierpniowego żaru, dniem i nocą słał gońców. Nie wracali. Wysyłał następnych. Na próżno. A przecież chodziło jeno o głupie literówki. Fakt, czasem jedna litera może z zaklęcia oczyszczającego wodę zrobić klątwę rażącą trzy kolejne pokolenia padaczką, platfusem i pomrocznością brunatną. Ale Tomala nie wdawał się w szczegóły. Michele de Kupiccio nie wnikał. Skoro Martin nie pisał, to znaczyło, że wszystko dobrze było.A on biedaczysko nie dostawał od nikogo odezwu. Jakub zaszył się w Borach Starorzecznych i odprawiał tam gusła. Jak to zwykle latem. Korzeń Miłości pobierał letnie lekcje wszystkiego co się dało. I tak mijały kolejne posępne dni, wieczory, noce i poranki. Nuda agonii. Agonia nudy...
Aż nadeszła pierwsza niedziela sierpnia. Pomimo wieczorowej pory powietrze zdało się wypalać wszystkich i wszystko dookoła. Gotując szpik w kościach i ścinając białko w najcieńszym włókienku mięśni... Stada komarów wypijały resztki krwi z tych, którzy jakimś cudem oparli się tej termicznej apokalipsie. Martin popijając resztki Wohlauera Pilsa siedział w swojej baszcie wypatrując choćby jednego zwrotnego gońca. I dopatrzył się... Około północy, na szkielecie konia do jego bram dosnuło się miotane konwulsjami ścierwo jego ostatniego posłańca. W prawej dłoni, zaciśniętej w przedśmiertnych spazmach kurczowo trzymał zakrwawiony świstek pergaminu... Marten wydłubał to spomiędzy cuchnących już pierwszymi oznakami rozkładu paluchów nieboraka... "PRZYŚLIJ MI TU WIĘCEJ TYCH UPIERDLIWYCH ARCHETYPICZNYCH LISTONOSZY, A NIEDŁUGO W ICH ZAROPIAŁYCH CZEREPACH BĘDĘ SOBIE FIKUSY SADZIĆ. KSIĘGA SKOŃCZONA. NIE MA SIĘ CO FINDRYGALIĆ W TAŃCU ZA PRZEPROSZENIEM. NO I DZIĘKUJĘ ZA KAFLE DO PIWNICY. WILGOCI JUŻ NIE MA" Marten spokojnie założył szlafmycę i udał się do kancelarii. Nadszedł już czas...