środa, 27 sierpnia 2014

to nie psy wyły córuś nocą, nie psy to były...


A najgorzej im ten piach z ryjów wyciągnąć było... z tych mord szczerbatych... kłow parę ubyło ale to co się ostało mocne jak psi syn. kłapać szczękami pożółkłymi zaczęli od razu. jakby powietrze łapali choć gnidy niemyte bez tego się długo obyły. i wyć poczęły od samego początku, jak najęte płaczki cmentarne, tylko zgrabniej i ckliwiej, i głośno jak psy wściekłe co nocami po wsiach i polach szarpią co im pod pysk popadnie... a mowili żeby truchła spalić, a mówili żeby padło porozrzucać po dwóch stronach rzeki żeby nawet przy najbledszej pełni do kupy się nie zebrały... nic z tego. nic. nie dało się przejść kolo brzeźniaka przejść gdzie pono dawna dawno temu litwini niedźwiedzie ubite grzebali, a raczej to co z nich zostało... klątwa nie zdjęta to klątwa żywa, żywa jako ta padlina drgająca. wygrzebać musiałem, niech się dzieje co chce, niech im ziemia lekka będzie do stąpania skoro nad nimi jej ciężar ni jak wadził... wróciły postrzempieńce.. wróciły psubraty piekielne... śnij dziatwo spokojnie choć tę nockę jeszcze... tylko czekać jak dzień się z nocką zmiesza i wycie i hałasy powrócą... i ten smród przegniły, ta stęchlizna niewietrzona co na srebrach domowych jesienią jak szron się osadza... wróciły pokraki do pieleszy swoich... niechciane psie syny wróciły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz