sobota, 7 kwietnia 2012

FORGIVE US, BLACK EMPEROR...


Zeszli do piwnicy. Ciągle w milczeniu. W powietrzu pachniało pizzą drugiej kategorii i zapachem poprzednich magików odwiedzających to miejsce.
Na krętych i wąskich schodkach trójka z postgermańskiego wehikułu z Wohlaustadt bacznie uważała nie tylko aby nie ugiąć się pod ciężarem taszczonych
gratów, ale przede wszystkim aby nie nadepnąć długiej skórzanej peleryny w jakiej przywitał ich prowadzący cały korowód Fryderyk.
-Wybaczam Wam, ale od tej pory to ja się znam najlepiej i to tylko mnie słuchacie - oznajmił głosem definitywnie nie spodziewającym się żadnego sprzeciwu. Wrażenie potęgowało spojrzenie spod byka i najbardziej metalowy aparat na zębach jaki ktokolwiek nosił. Goście spojrzeli
po sobie i naturalnie nie odezwali się ani słowem.
-Musimy rozpocząć od listu – przypomniał Martin. I zaczął czytać. „Czytanie z Listu Jakuba Grassa do Wołowian. Niech wszystko opóźnione będzie, z angieska delay dajcie gdzie się da.” - tak czytał minut dwadzieścia.
Korzeń Miłości potulnie usiadł na kanapie, Tomala wyciągnął pergamin i inkaust i jął od razu wszystko kronikować a Martin Young udał się z Fryderykiem do Komnaty Gdzie Można z Głośności Och***ć.
Mijały godziny. Komnata była głośna, Korzeń czasem coś mówił, a czasem na szczęście nie, Tomala poszedł napoić konie, po raz kolejny udał się po śmietanę do golenia, i znowu siadł do pergaminów.
A w malutkiej celi, tuż przy Komnacie G M o G O, raz za razem wybuchały zażarte dyskusje. Martin nie był w ciemię bity. Wiedział o jaki rodzaj zaklęć konkretnie mu chodzi i wiedział że Fryderyk musi mieć wszelkie niezbędne mikstury do ich sporządzenia.
Pod wieczór zajrzeli do pobliskiego wyszynku na małe co nieco i znów zaszyli się w lochach. Tuz przed północą rozległ się donośny krzyk. -Mamy to!!
W mgnieniu oka spakowali wszystkie akcesoria, jeszcze szybciej zjedli po kawałku lokalnego przysmaku, Opalenizzy, i pędem ruszyli do siebie. Czas gonił ich coraz bardziej.
W Gollobstadt Ojciec-Jakub wiedział już że teraz wszystko spocznie na jego barkach. Nie wiedział jednak, jak bardzo wędrowna trójka sprzeniewierzyła się jego zaleceniom...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz